Laska Mistrza

Drugi tytuł: Zabawa w chowanego

A więc ta rzeźba jest dla mnie czym?

Jest dla mnie wytrwałością. Cierpliwością. Byciem w połączeniu ze swoim rdzeniem mimo wszystko. Byciem w połączeniu ze swoją Duszą.

Tworzenie jej wymagało ode mnie straszliwe dużej ilości czasu oraz takiej właśnie cierpliwości, wytrwałości.

I ta wytrwałość jest w niej zakodowana!

Bycie swoim Mieczem Prawdy pomimo wszelkich trudności, których była naprawdę cała masa przez ostatnie lata.

Tak, to czuję w tej rzeźbie.

I wiesz, ta świadomość, że mam w sobie mechanizmy wyciekania energii, oddawania swojej energii innym ludziom. Jakieś aspekty, które nieustannie pozbawiają mnie energii. W sumie to się jeszcze dzieje, wciąż czasem wyciekam swoją życiową energię. Ale wytrwale łączę się z moją Duszą/Boskość i integruję, adresuję, obserwuję, uwalniam te wszystkie aspekty, łatam – rzec można – te dziury w moim baku z paliwem. I o tym jest ta rzeźba – Laska Mistrza – pasterska laska do prowadzenia swego stada ku ziemi obiecanej, gdzie już nikt nam wełny i mleka nie zabierze.

Esencja tej rzeźby jest wytrwałością i świadomym wyborem.

Wyborem prostoty. Wyborem bycia przejrzystym.

Tak, to mi towarzyszyło, gdy ją tworzyłem. Mój nieustanny wybór przejrzystości, jasności myślenia i odczuwania. Bo zdaję sobie sprawę, że to jest kluczowa sprawa. Gdy masz jasność w głowie i sercu, jasność w swojej perspektywie na temat siebie i życia, i swoich kreacji – to wszystko płynie, wszystko jest ekstra, czujesz radość. Czujesz, że bawisz się, a nie pracujesz. Czujesz, że robisz coś, co kochasz. I właśnie to jest w życiu najważniejsze. Tak uważam.

Bo czym innym jest życie, jeśli nie miłość i radość? W ogóle, po co miałoby być czymś innym? Jakimś cierpieniem? Jakąś karą? Jakąś surową szkołą, lekcją? To nie ma sensu. Życie powinno być radością, kreatywnością, cieszeniem się, słodyczą, spełnionym marzeniem. Tak… Piękną kobietą… doświadczeniem miłości!

Zaiste, piękną! Zobacz, jakaż ona jest dla mnie wspaniała. Ależ bym w te majteczki wszystko… Chryste, jak ja kocham kobiety! Jedna myśl o tym, co tam jest pod tymi spodniami, pod tą bluzeczką. Boże kochany, takie pyszności. No przecież nie ma nic słodszego! Będę o tym mówił i śpiewał non stop, przez całe życie. Nie ma nic słodszego niż kobieta!

Och, Bożenko kochana! Wszędzie powinny być posągi miłości. Posągi prawdy i wolności. I piękna! A nie ten cały syf z Jezusem na krzyżu – ten kult cierpienia i poniżenia człowieka, potępienia miłości, przyjemności, kobiety i seksu. I jeszcze ten kicz, ten plastik, i sztuczne kwiaty… Och, jakże to mnie boli czasem, że ludzkość jest tak ślepa. Jak i ja kiedyś ślepcem byłem…

Teraz mam w głowie Kościół Sztuki, Świątynię Piękna… humanizm. Co to jest w ogóle za idea?! Jest genialna! Muszę się tym podzielić. Kościół Sztuki jest wszystkim, jest kulturą życia, a nie kultem cierpienia.

A dzisiejsze kościoły? O Bożenko kochana, co to jest? Jakaś tragedia. Wielopoziomowa tragedia, w której nie chcę brać udziału. Wypisałem się. Już nie subskrybuję tego kanału!

Natomiast tworzę moje rzeźby. Tworzę, bo wybieram życie, klarowność, obfitość, piękno, radość i pójście dalej! Wolność!

Aczkolwiek czasem mnie dopada ciemność. Ból, że moja Dusza mnie nie słyszy, że chodzę ciągle we łzach. Jak ja pragnę nie płakać już! Tak mocno! Tak mocno pragnę tego jak niczego! Być wolnym! Żyć! Prawdziwie żyć. I o tym też jest ta rzeźba. Ona jest jak samo życie – ma w sobie światło i nadzieję, ale również ciemność, żal i tęsknotę.

Ludzki aspekt mnie płacze, mówi:

„Wiesz, czasem czujesz ten zapach w powietrzu. Czujesz, że to jest możliwe. Widzisz, że inni ludzie to mają. Mają domy, rodziny, samochody, pieniądze, bogactwo… ludzkie szczęście. A ty jakoś nie możesz tego dosięgnąć. Ciągle ucieka i umyka. To jest tak bolesne! Jak zmienić to? Jak zmienić Siebie? Jak zmienić życie? Jak wprowadzić weń swoje marzenia? Swoją prawdę, autentyzm? Jak to zrobić?!

To jest tak silne we mnie. Czuję już znudzenie tym wszystkim. Ja już nie chcę cierpieć dłużej. To nie ma sensu. Nie widzę w tym sensu ani odrobiny. Budzić się tylko po to, żeby płakać. Tylko po to, żeby narzekać. Tylko po to, żeby pić… Pić, żeby zabić ból. To nie ma sensu.

Ale nie mogę się poddać. To musi być możliwe. Przecież nie pragnąłbym tego, gdyby nie było możliwe. Musi być możliwe. Przecież coś musi być możliwe. Po prostu musi być – czuję to. I dlatego się nie poddałem tak łatwo. Nie rezygnuję jeszcze. Kur*a! Coś się musi dać zrobić, żeby życie było dobre!

Jeśli istnieje jakieś dobro, jakieś cokolwiek… Kur*a! Przecież musi coś istnieć! Jakaś szansa, potencjał, pomoc… Do jasnej cholery! Przecież musi COŚ istnieć. Kur*a. Och, Boże, kochany!”

I właśnie o tym jest ta rzeźba. Będę szukał, aż znajdę. Aż coś w końcu się uda. Coś się musi w końcu udać. Po prostu musi i już.

Drugi tytuł: Zabawa w chowanego

Oto rzeźba konceptualna, która przedstawia wytrwałość w ufaniu prowadzeniu Duszy. Z pewnością jest w niej moja pasja do życia i zaufanie do procesu, którego doświadczam – procesu integracji i stawania się suwerenną pełnią własnej jaźni. Wytrwałość pomimo tak wielu wyzwań, trudności i niepowodzeń.

Och, długi jest mój Miecz Prawdy, wykuwany przez eony czasu i niezliczone przeżycia. Są w nim moje unikalne kolory i ostrość, która nie rani, lecz emanuje przejrzystością.

Tak, już wiele razy chowałem swoją prawdziwą jaźń, maskując ją w najróżniejszych strojach i teatralnych przedstawieniach.

Gdy teraz wracają do mnie moje psychiczne kreacje – czy to jako maszkary, czy dostojni królowie – witam ich wszystkich na równi otwarcie. Dzierżę swój świetlisty miecz niczym pasterską laskę – jako znak, że mogą roztopić się w prawdzie, odciąć bolesne żyłki krępujące ich wolność.

Staję przed nimi nagi, w jasności szczerości tego, kim jestem.

Oświadczam im, że to już koniec zabawy w chowanego i jeśli chcą, mogą opuścić swoje kryjówki, zrzucić pomarszczone stroje, zdjąć krępujące maski – zerwać więzy tego, co już nie służy naszej ewolucji. Aby móc odkryć tę słodką nagość miłości, dorosnąć do prawdziwej zabawy… Zabawy w bycie prostym istnieniem.

Mówię im:

„JAM JEST bezpieczną przestrzenią, spokojnym portem, kojącym łonem Natury, krystalicznym źródłem żywej wody. Zapraszam Cię: zrzuć swój znoszony strój i obmyj się w tych świętych wodach niewinności. Przyjmij Chrzest Chrystusa i daj się poprowadzić do Ziemi Obiecanej. Moja laska, berło, miecz wskazują drogę.”

A one przychodzą do mnie i stają się nagie, bo gdy biorę głęboki oddech – światło mojej nieskończonej kompasji odkrywa drogowskazy.


Nutka historii…

Rzeźba ów rozpoczęła się od takiej oto instalacji, którą barwnie omówiłem w jednym z moich nagrań na YouTube.