Bycie tłumaczem to dużo więcej, niż się wydaje

Tłumaczyłem ostatnio z języka angielskiego na polski konferencję o duchowej treści, której treść z początku nie za bardzo za mną rezonowała – tak szczerze mówiąc. Ale podjąłem się tego tłumaczenia dla doświadczenia i ponieważ poczułem, że moja Dusza mnie w tym kierunku prowadzi.

A więc było to ciekawe doświadczenie szacunku dla cudzych wierzeń oraz spojrzenia na całość okoliczności danej sytuacji bez mentalnych osądów czy uprzedzeń. 

Wiele informacji, które tłumaczyłem, brzmiała dla mnie trochę spiskowo, ale to nic, z szacunkiem i okazjonalnym uśmiechem, starałem się tłumaczyć najlepiej, jak potrafię. Bo też w tym wszystkim potrafiłem odnaleźć to, co jest dla mnie prawdziwe i cenne.

Właściwie jestem zachwycony sam sobą. Tym jak potrafię zrobić krok w bok i wczuć się w serce ludzi, z którymi pracuję, zamiast patrzeć na nich tylko z punktu koncepcji i poglądów. Każdy ma jakieś tam poglądy, wiadomo! Ale też każdy ma w sobie boską iskrę i potencjał energii serca, a ja wybieram się łączyć właśnie z tym – z esencją.

To doświadczenie bycia tłumaczem na żywo podczas konferencji z salą pełną ponad 130 osób dało mi do zrozumienia, dlaczego ludzie tak bardzo lubią moje tłumaczenia. Właśnie dlatego, że ja kiedy tłumaczę, to nie przepuszczam tego, co tłumaczę przez mój mentalny filtr – a zatem treść pozostaje krystalicznie czysta i niezmieniona. Ale też dodaję do tego wspaniałą równoważącą świetlistą energię – pełną współodczuwania i szacunku, mądrą energię Mistrza.

Byłem tym przejęty i zachwycony, jak po każdej sesji, którą tłumaczyłem, ludzie podchodzili do mnie, gratulując mi, że jestem tak świetnym tłumaczem!  To naprawdę budujące i tak słodkie! Jestem za to bardzo wdzięczny!

Patrzenie na świat poprzez serce jest tak olbrzymią, piękną zabawą! Dużo lepszą niż patrzenie przez umysł.

A najpiękniejsze były chwile, w których siedziałem na tej scenie albo chodziłem sobie, tłumacząc, a jednocześnie czułem, jak wiele Światła płynie przez mój głos i wydobywa się z mojego ciała. Czułem, jak łączę się z ludźmi, dla których tłumaczę i doświadczam komunii – przepięknej, świętej komunii z Chrystusem wewnątrz nich! To jest niesamowite!

Często z trudem powstrzymywałem łzy, a kilka razy nawet nie udało się ich powstrzymać. Takie to piękne…

I oczywiście humor… zauważyłem, że kiedy energia na sali robiła się naprawdę gęsta i chaotyczna, to we mnie pojawiało się uczucie, że chcę zrobić jakiś żart, jakąś dystrakcję od umysłu. I robiłem to! I to naprawdę podnosiło energię… aczkolwiek musiałem też być ostrożny, żeby nie przesadzić i nikogo nie urazić.

Jestem niesamowicie wdzięczny za to doświadczenie! Naprawdę przepiękne, choć przyznam, że chwilami energie były dla mnie wyzwaniem.

Taka też trochę dla mnie nauczka, żeby nie osądzać niczego po pozorach. Bo nawet jeśli coś nie koniecznie zgadza się z moimi poglądami, to nie oznacza, że nie warto dać temu szansy. Ostatecznie liczy się energia i Światło, które razem tworzymy. A tego podczas ów konferencji była pełna obfitość!

Wdzięczność.

PS: Zauważcie na zdjęciu, jak bardzo wczułem się w energie… nawet fizycznie przypominam prowadzącego konferencję, który stoi po mojej prawej stronie. Bycie czującym to wielki dar, a jednocześnie wyzwanie. Wymaga wiele praktyki współodczuwania, a jednocześnie rozróżniania, co jest moje, a co nie.
Aż przypominam sobie starożytne słowo rodem z mitycznej Lemurii – Nhahyu – czyli odczuwanie wszystkiego bez żadnej kontroli, żadnych ścian, żadnego powstrzymania. To wymaga olbrzymiego zaufania do siebie!