Las ratunkowy

Co to znaczy być Bogiem?

PS. Fragment mojej nadchodzącej książki „Natural Mystic” ? pozdrawiam serdecznie ? :

Muszę przyznać, że jestem niechętny całej idei „Boga”. Ponieważ jest to słowo, które występuje pod wieloma znaczeniami w dzisiejszej świadomości ludzkości. Z pewnością jest nadużywane i stało się synonimem czegoś, co wiąże się z władzą i jest energią raczej bezwzględną dla ludzi.

Sam zostałem wychowany w wierze chrześcijańskiej, ale szybko zacząłem odkrywać inne filozofie i religie, w których również pojawia się bóg albo bogowie. Nawet we współczesnej duchowości New Age można zobaczyć, jak głęboko zakorzeniony jest ten system wierzeń w istotę wyższą niż człowiek. Przejawia się to na wiele sposobów: jako anioły, oświecone istoty z innych wymiarów, albo Wzniesieni Mistrzowie. Sęk w tym, że w poczuciu człowieka, jest on kimś małym w porównaniu z tymi istotami.

Jest to jednak wielkie kłamstwo i iluzja.

Przekonałem się o tym na własnej skórze już niejednokrotnie. Prawda jest taka, że to ludzie stworzyli swojego Boga czy swoich bogów. Jest to tylko koncepcja. Przejawia się w najróżniejszych smakach, lecz zazwyczaj jest bardziej gorzka aniżeli słodka.

Bóg jest wewnątrz i można go tam odnaleźć – głosi wiele duchowych filozofii. Kiedy po raz pierwszy poznałem tę koncepcję, zapaliła się we mnie lampka. Poczułem wielką pasję, aby faktycznie odnaleźć Boga w sobie i doświadczyć tego, co to znaczy być kimś więcej, niż tylko człowiekiem. Czy Bóg istnieje i czy jestem jego częścią – czy to jest prawda? – pytałem sam siebie. Musiały minąć ponad dwie dekady, abym w końcu zaczął rozumieć, co to znaczy.

Ostatnie takie doświadczenie miałem parę dni temu. Gdy leżałem pośród leśnej gęstwiny na wilgotnej od deszczu zamaszystej ściółce. Było już chłodno, padał delikatny deszcz, a więc okryłem się rozgrzewającą folią ratunkową, błyszczącą złotem, gdy padały nań ostatnie promienie zachodzącego słońca. Las był nad wyraz cichy i spokojny. Tylko delikatny szelest kropiącego deszczu muskając suche już dębowe listowie, barwił ciszę kojącym umysł rytmem. Leżałem, w pełni poddając się energiom Natury, wiedząc, czując, jak bardzo jestem kochany.

Oddycham głęboko, trzymając dłonie na moim sacrum, czując jak puls mojego brzucha, powoli harmonizuje się z pulsem bicia serca lasu. Wypełniają mnie gorzkie uczucia i ta gorycz ciąży na moim sercu. Nawet mój oddech ma gorzki posmak. Mam chęć uciec, zrobić cokolwiek, by tego nie czuć, ale wiem, że nie ma innego wyjścia. Muszę oddychać i odczuwać wszystko. Nie pozostało mi nic innego, niż by poczuć do końca wszystko to, co we mnie krzyczy.

Jestem doświadczonym mistrzem i wiem, jak działa alchemia energii – pozwalam na to. Wiem też, że w Naturze istnieją pomocne duszki i wspaniali przyjaciele, którzy pomagają – asystują człowiekowi, by go czyścić i przywrócić do naturalnej radości istnienia… do naturalnej słodyczy bujnego Życia. Mój oddech pogłębia się, a ciało staje się coraz bardziej miękkie i zespolone z kompozycją otaczających mnie czarów Leśnej Krainy.

W pewnym momencie moje zmysły otwierają się i dostrzegam ją. Stoi okryta ciemnozielonym płaszczem w cieniu sędziwej sosny I zerka na mnie pełnymi miłości oczami. Widzę, jak kryje się w ciemności, nie chcąc, aby energie masowej świadomości, które spowijają mnie goryczą, objęły również ją. Jest bardzo mądrą przyjaciółką i znam ją bardzo dobrze, lecz zawsze jest tajemnicza, okryta misterną mgłą suwerenności. I nigdy się nie narzuca, tylko ciepłym wzrokiem instruuje mnie, pokazując jeden palec, abym czuł moją jedność i oddychał tylko jednym oddechem naraz – był tylko jedną chwilę naraz. Tak, odpuszczam czas i wszelkie swoje emocjonalne popędy.

Moja energia w końcu się oczyściła, a mój umysł stał się czysty i pełen ciszy – z delikatnym tylko rytmem deszczu, tańczącego z moim oddechem i powolnym tętnieniem szamańskich bębnów serca. Zielona Wróżka znikła i pojawiła się przy mojej głowie. Położyła dłoń na moim czole. W moim trzecim oku pojawiło się słodkie uczucie, delikatny puls przyjemności. Jej długie ciemnozłote włosy opadały na moją twarz, a mech, na którym leżałem, zaczął obejmować całe moje ciało, jakbym się z nim stapiał. Jakby mnie wciągał w otchłań swojej ciepłej i wilgotnej, życiodajnej, uzdrawiającej doliny narodzin Życia.

Chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie otworzyć ust. Bo każdy oddech przez nos, wzdłuż gardła, aż do wszystkich komórek mojego ciała i głęboko do rdzenia Ziemi, był tak przejmujący, że mój umysł zatrzymał się, a słowa przestały istnieć. Oddycham więc tylko, pozwalając, aby moje ciało coraz bardziej stawało się jednością ze słodyczą Życia. A gorycz wyparowuje ze mnie, z błyskiem przemieniając się w jednostajny nurt, pojawiających się lekko zza zasłony ciemnych chmur iskierek gwiazd…

– Czas wracać do domu – powiedziała Wróżka.
– Nie chcę jeszcze wracać. Chcę tu zostać na zawsze… – odrzekłem, a Ona uśmiechnęła się tylko – jeszcze tylko parę oddechów… – dodałem głosem małego chłopca.
– Czy chcesz jeszcze żyć? – zapytała, akurat gdy pohukiwanie sowy rozbrzmiało pośród drzew.
Wziąłem głęboki oddech i wczułem się w swoje wnętrze.
– Z jednej strony bardzo kocham życie i bycie człowiekiem, lecz z drugiej strony jest mi ostatnio bardzo ciężko być pośród społeczeństwa. Myślę, że jestem zbyt wrażliwy, aby być na tej planecie… nie radzę sobie z ludzkim życiem… chyba czas odpocząć, czas wracać do Domu… – odpowiedziałem szczerze.
– Cóż, rozumiem Cię, skarbie… jak więc chciałbyś umrzeć?
– Chciałbym, aby moje ciało przestało istnieć, by nikt nie musiał mnie już oglądać ani żywym, ani martwym. Najlepiej, abym spłonął…
– Dobrze, weź mnie za rękę i chodźmy na drugą stronę. Wyobraź sobie, że jesteś już tam, a twoje ludzkie życie jest skończone…

Ciężko mi ubrać w słowa, to czego doświadczyłem, ale było to przepiękne, pełne miłości, uznania i wielkiego szacunku dla mnie. Zobaczyłem wielki sens swojego istnienia i całego Życia. Zobaczyłem piękno ludzkiej podróży i wielki mądry obrazek wszystkiego, co dzieje się na Ziemi. To, że nigdy nie jesteśmy sami i otacza nas tak wiele więcej, niż sobie zdajemy sprawę, będąc ludźmi. Po drugiej stronie czeka na słodki świat i tak wielu przyjaciół. Śmierć jest czymś radosnym, świętym, pełnym uhonorowania i jasności. A człowiek, który przeżył swoje życie, z wszystkimi jego wzlotami i upadkami, idzie przez najpiękniejszy korytarz, a wszystkie anioły kłaniają się i rzucają płatki kwiatów. Jest to tak wielka miłość i coś tak osobistego, że nawet nie chcę nic więcej mówić.

– Spójrz teraz na swoje życie i na świat, którym jesteś – powiedział znajomy mi głos… głos, który słyszę czasem w biciu serca drzew… głos, którym przemawia do mnie Zielona Wróżka i kiedy leżę w wannie długie godziny, oddychając głęboko do brzuszka. – Czy na pewno nie chcesz już żyć?
– Duszo, którą jestem, dziękuję, że masz tak wielkie serce i że zawsze pozwalasz mi odnaleźć głębię, choć ja myślę, że już tonę. – Powiedziałem to, a anielskie trąby zabrzmiały, srebrzyście słodkim echem odbijając moje słowa.
– Spójrz, jak wielki świat otacza twoje serce, jak każdy impuls Światła, który niesiesz, odmienia bieg historii i daje tak wiele wszystkim – choć nawet mogą o tym nie wiedzieć.

Zobaczyłem wtedy siebie w tysiącach różnych odsłon, gdy będąc w poddaniu Sercu, ze łzami w oczach i tęczowym błyskiem radosnych ust niosłem swój olimpijski znicz. Jakże mógłbym nie kochać tego, kim jestem, gdy przecież jestem samą miłością…

– Czy więc nie warto jeszcze poświecić płomieniem tym i spijać słodyczy Światła, które tworzysz? – zapytał ciepły głos, lecz tym razem miał w sobie nutę goryczy. Goryczy, bo moja śmierć oznaczałaby koniec wielu innych.
– Masz rację, ciepły głosie mojej Duszy, czemu miałbym rezygnować z podróży, gdy jestem u samego jej celu!?

Wtedy śpiew sowy rozbudził moje ludzkie zmysły. Z początku miałem wrażenie, że są to trąby aniołów i delikatne skrzypce moich przyjaciół, którzy nigdy nie zapominają o mnie…

Poczułem nagle chłód mojego ciała i zapach wilgotnej ziemi zmieszanej z metalicznością mchów, i orientalnie przyprawiającą to wszystko żywicznością sosnowego igliwia.

– Och – otworzyłem oczy – jestem w lesie, jest już ciemno, lecz spowija mnie jasne ciepło…

Gdzie jest Zielona Wróżka?

– Czas wracać do domu. Niedługo zacznie padać rzęsisty deszcz. Płyń z nim i nie powstrzymuj się! Niech twoje źródło bije najgoręcej – jak tylko chcesz! – Rzekła sowa na gałęzi sędziwej sosny, którą ujrzałem nikle przez pryzmat złotego koca ratunkowego, otulającego mnie na poły z leśnym czarodziejem zamaszystej ściółki.